D:
Nie mam nawet czasu na zaczynanie nowej
serii, przepraszam.
Pytania tutaj.
+Zapraszam na SOWK.
Rozdział
6.
Louis oszołomiony wywleka się z piekarni,
delikatnie trzymając muffina w palcach lewej ręki, podczas gdy herbata znajduje
się w drugiej.
Sposób, w jaki Liam spojrzał na niego
tego ranka – roztopiona czekolada, ciepły piekarnik, kruchy, słodki uśmiech –
sprawia, że wydaje się, że całe to jego idiotyczne zachowanie jest tego warte.
I również uświadamia mu to, że Liam sprawia, że myśli metaforami związanymi z
pieczeniem, co również jest jakimś znakiem.
Ale i tak nie może znieść tego nikłego uczucia
odrzucenia. To śmieszne, wie o tym. Ale… ale może miał na dzieję na jakiś mały
liścik jak ten, który dostał wczoraj, ten z numerem Liama (numerem, który
zapisał w telefonie niemal natychmiastowo; tym, którego szukał w kontaktach
ponownie i ponownie zeszłej nocy, zanim zasnął o jakiejś okropnej godzinie nad
ranem).
Louis gwałtownie wgryza się w swojego muffina,
przekraczając ulicę, nawet nie rozglądając się ani nie patrząc, co je. Ma usta
pełne serwetki i nie jest jej ani trochę blisko smakowi jagód, którego
oczekiwał. Jest niesmaczna i papierowa.
Odchrząka i zatrzymuje się na środku
ulicy. – Jezu – mówi i wypluwa kawałki papieru na drogę. Zirytowany odrywa
cienką, nasączoną sokiem serwetkę od muffina i gromi ją wzrokiem.
Pisk wydobywa się z jego ust, a wzrok
łagodnieje, mimo że kierowcy niecierpliwie uderzają w klaksony.
Twoje spodnie są czerwone,
Twoje oczy niebieskie,
jagody są słodkie
Ty też taki jesteś.
- Liam xx *
To może być najbardziej tandetna rzecz,
którą Louis kiedykolwiek widział.
Uwielbia ją.
Chce wrócić i powiedzieć Liamowi, jak
bardzo – ale może w ogóle nie mówić. Wolałby przycisnąć go do lady i obdarować
pocałunkami jego policzki i szyję, i usta, jak chrupki czekoladowe na szczycie
ciasteczka, jak jagody, które Liam miesza z ciastem na muffiny. Chce
podziękować mu za liścik swoimi palcami i łomoczącym z podekscytowania sercem.
Ale nie może. Bo musi iść do pracy.
Louis uśmiecha się do liściku po raz
ostatni, zanim uważnie go składa i wsuwa do portfela. Serwetka znajduje się
obok paragonu ze wczoraj i na całych jego palcach i portfelu będzie sok z
jagód, ale Louisa to nie obchodzi.
Wkłada portfel z powrotem do tylnej
kieszeni i przyrzeka sobie, że tym razem zadzwoni do Liama. Nie ulegnie
ponownie strachowi. Tym razem się przełamie.
Tym, czego nie planuje, jest cała noc,
którą ma przed sobą. Okazuje się być czymś podobnym do wyobrażeń Louisa o
piekle, włączając chichoczące kobiety-demony w średnim wieku i niemal
katastrofalny ogień, kiedy ręka osuwa mu się podczas zapalania drinka. Prawie
wdaje się w bójkę z dwudziestokilkulatkami i zostaje oblany drinkiem przez
kobietę zalecającą się do niego i nadal nie pojmującą, że nie jest
zainteresowany.
Niall posyła mu spojrzenia, które mają
być chłodne i pełne wściekłości, ale pokazują jedynie jego nieumiejętnie
skrywaną ciekawość. Dziś daleko mu do doskonałości i mimo że jest przełożonym
Louisa, jest również jego przyjacielem. Był zbyt zuchwały i zabawny, i zbyt
kochający, by być kimkolwiek liczącym się mniej.
Ta strona, ta zamartwiająca się strona,
pojawia się około pierwszej nad ranem. – Dobrze się czujesz, Lou?
Louis wzrusza ramionami i nie odrywa
spojrzenia od szkockiej, którą nalewa temu dzianemu dupkowi. Zastanawia się,
czy Harry go zna. – W porządku – odpowiada krótko. W tej chwili nienawidzi każdej
sekundy, którą spędził za barem, nienawidzi każdego klienta, którego
kiedykolwiek obsłużył, nienawidzi siebie za podejmowanie się tej pracy, z którą
musi się zmagać każdej nocy. Łypią na niego oczami i musi słuchać historii,
których słuchać nigdy nie miał zamiaru, a ludzie traktują go jakby był sługą,
pstrykając na niego palcami i machając, i nigdy nawet nie kłopocząc się, by
poznać jego imię.
Niall obserwuje go, gdy zanosi szkocką
mężczyźnie i jego oczy przyciągają Louisa z powrotem jak magnesy. – Jesteś
pewien?
Louis posyła mu spojrzenie, o którym ma
nadzieję, że sprawdza się w przekazaniu jego braku ochoty na rozmowę o tym.
Wyjmuje ścierkę spod lady i wyciera truskawkowe daiquiri, które Stara Jędza #1
rozlała godzinę temu.
Może był zbyt surowy. Jego praca nie jest
całkowicie zła – niektóre osoby, które poznał, były naprawdę interesujące;
ludzie z rodzinami i dziećmi, i historiami o wojnie, i historiami o miłości, i
ludzie, którzy mówili do niego po imieniu. I z pensji płacił za mieszkanie,
nieważne, jak ohydne ono było. Nawiązał tutaj znajomości, szczególnie z
Niallem.
A gdyby tu nie pracował, nie miałby
wymówki, by rozmawiać z Liamem. Jeśli nie musiałby chodzić tą drogą do pracy,
mijając piekarnię, może nawet nigdy by go nie poznał, nigdy nie zatopiłby się w
czekoladowych oczach i zarumienionych policzkach. A myśl o tym jest nieco
straszna.
Nawet bardziej przeraża go fakt, że nie
chce wyobrażać sobie co by było, gdyby nie znał Liama.
Louis rzuca ścierkę na lakierowaną
powierzchnię i przyciska dłonie do zmęczonych oczu, wzdychając. – Przepraszam,
Ni, to był po prostu naprawdę długi dzień. – Tak naprawdę nie zastanawiał się
nad tym wcześniej, ale wycieńczenie go przytłacza, ciężko osiada w
zagnieceniach jego ubrań i jego zmarszczonym czole.
Usta Nialla są zaciśnięte, kiedy Louis
spogląda na niego z powrotem. Wzdycha, jakby Louis sprawiał mu nadmierny kłopot
(co zbytnio nie odbiegałoby od normy), idzie do końca baru i otwiera drzwiczki.
Louis patrzy, nie rozumiejąc, dopóki Niall nie odpina guzików przy rękawach i
nie podwija ich do góry. – Nie, Ni, wszystko w porządku.
- Idź do domu, Lou. Wyglądasz okropnie,
kiedy brakuje ci słodkiego wypoczynku – żartuje, a szeroki uśmiech wymazuje już
i tak mało entuzjastyczne groźne spojrzenie z jego twarzy. – Zupełnie jak
teraz.
- Jesteś pewien? – upewnia się słabo
Louis, wykończony na tyle, że nie chce się o to kłócić.
Niall już zdejmuje kufle z półki. Posyła
Louisowi znaczące spojrzenie. – Oczywiście, że jestem pewien. Wynoś się stąd,
głupku.
Louis przełyka swoje podziękowania,
czując jak bardzo jest wdzięczny, bo wie, że Niall nie chce tego słuchać;
klepie Irlandczyka po ramieniu. Niall się uśmiecha i popycha go łokciem w
stronę drzwi.
Jakimś sposobem udaje mu się dotrzeć do
domu, nie odpływając po drodze. Klucze wesoło dźwięczą w zamku i wydają
zduszony dźwięk protestu, kiedy Louis zrzuca je ze skrzypiącego, pokrytego
listami stolika w holu. Zsuwa swoją starą, szarą czapkę z głowy i rzuca ją na
ziemię, nie chcąc się nią martwić, i wchodzi do sypialni.
Opada na łóżko jak z gumy i odpływa gdy
tylko jego głowa uderza o poduszkę; jego buty nadal ciasno przylegają do stóp,
które luźno zwisają z krańca materacu.
Następnego ranka budzi się z niemal-śpiączki
z zaschniętą śliną w kąciku ust i dużo lepszym nastawieniem.
Aż uświadamia sobie, ze wstrętnymi
promieniami słonecznymi uderzającymi go prosto w twarz przez okno sypialni, że
jest spóźniony do pracy.
W drodze wypowiada tyle przekleństw, ile
jest w stanie wymyślić, próbując zignorować skurcz żołądka, kiedy przechodzi
obok piekarni Liama, nie zatrzymując się.
Ale wkłada ręce do kieszeni i ściska swój
portfel, jakby przez startą skórę był w stanie wyczuć liścik, który zostawił mu
wczoraj Liam. Niebawem, niebawem wydają
się szeptać jego kroki na chodniku. Wierzy im. Więc się uśmiecha.
* W oryginale to się rymuje. Możecie
zerknąć i jeśli przyjdzie wam do głowy jakieś lepsze tłumaczenie, piszcie.
Bez kitu, Liam ten wierszyk jest taki tandetny xD :D Ehhhhh, i Lou, nie opuszczaj sie zbytnio w pracy przez Li, bo ci to na dobre nie wyjdzie! Dziękuję za przetłumaczenie xxx
OdpowiedzUsuńNajpierw chcialabym Cie bardzo przeprosic za nieskomentowanie poprzednich tlumaczen. :c Wybacz, brak neta. :/
OdpowiedzUsuńTeraz moge przejsc do tego rozdzialu. OMG, Liam, bardziej pomyslowy byc nie mogles? :D Louis, miales do niego zadzwonic! Jeny, gadam do postaci z opowiadania, zle ze mna. O.o.O
Ogolem, to bylo jak zwykle swietne, bardzo Ci dziekuje za tlumaczenie! Kocham mocno!
<3 xxxxx
@LouLightMyWorld
Muszę się przyznać, że po ostatnim rozdziale nie wytrzymałam i przeczytałam oryginał do końca... Oni są tak słodcy w tych podchodach, że brak mi słów :)
OdpowiedzUsuńTłumaczenie genialne jak zawsze. Czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.
@KateStylees
naprawdę, ten liścik Liama był tandetny :) ale to było takie słodkie *_* Liam napisał liścik, krótki, ale to zawsze coś ^^ i najważniejsze, że Louisowi się spodobało! ale mogliby przestać pisać do siebie liściki na paragonach czy serwetkach i przerzucić się na telefony albo normalną rozmowę :) o czym ja mówię? normalna rozmowa chyba w ich wykonaniu jest niemożliwa :D:D
OdpowiedzUsuńdzięki za tłumaczenie! JESTEŚ NAJLEPSZA! ;**
@JLS_GotMyLove
Ale ze mnie fleja -.- Przeczytałam ale zapomniałam skomentować. Więc robię to teraz ;D Lou Lou jest słodki. I taki zmęczony. Myślę, że Liam powinien do niego przyjść i zrobić mu masaż xD Taka tam moja fantazja. Ogólnie jestem oburzona no rozdziały są krótkie.
OdpowiedzUsuńW sumie w tłumaczeniu też się rymuje. Jest dobrze K, nie przejmuj się tak. To opowiadanie jest na tyle interesujące, że ich prawdziwa rozmowa jest strasznie odwlekana. No nic, ciekawi mnie zakończenie.
OdpowiedzUsuńDzisiaj krótko i zwięźle ze względu na drobne załamanie psychiczne. Btw. dzięki K, wielkie dzięki.
Wierszyk bardzo ładnie przetłumaczony, Kam, nie wiem, o co Ci chodzi. I z sensem i rymy są... jak dla mnie nie mogło być lepiej:)
OdpowiedzUsuńKurczę, a miałam nadzieję, że w tym rozdziale już do czegoś pomiędzy nimi dojdzie! Gdyby nie to, że takie budowanie napięcia jest ekscytujące, byłabym teraz naprawdę sfrustrowana, bo ile można wokół siebie krążyć xD Boże, gdyby wszyscy ludzie tacy byli, nasz gatunek już dawno by wyginął. Ale może taki właśnie jest urok Lilo, nie wiem:3
Nie mogę jednak rozgryźć Nialla. W tym opowiadaniu ma straaaszne wahania nastrojów - najpierw gromi Louisa wzrokiem, a potem mu przechodzi i pozwala mu wcześniej wyjść z pracy. I to nie jest pierwszy rozdział, gdzie dzieje się coś podobnego, już wcześniej kuło mnie to w oczy, ale może to tylko ja i moje czepialstwo. Chyba że to tak właśnie miało być: z jednej strony odpowiedzialny szef, który gani pracowników za ich opieszałość, ale oprócz tego jest tylko młodym chłopakiem, który pracuje ze swoim przyjacielem. Myślę, że ciężko mu się zdecydować, gdzie w tej sytuacji leży granica.
Dobra, nie wiem, po co to w ogóle roztrząsam.
Najważniejsze, że Louis wziął się w garść, wypoczął i powziął decyzję o zadzwonieniu do Liama. Mam ochotę krzyknąć takie pełne zniecierpliwienia FINALLY, a jednocześnie śmieję się, bo oni są słodcy jak mało kto :D
Czekam na siódemkę:)
hahha przez ten wierszyk oplułam monitor. jest swietny, daleko mu do romantyzmu co prawda, ale jeju oni sa cudowni. Kiedy w końcu odważą sie na jakiś poważniejszy krok, bo przez te listy braknie im miejsca w portfelu. Świetne tłumaczenia xx
OdpowiedzUsuńAwww
OdpowiedzUsuńLiam jest tutaj słodki. No i niech w końcu Louis do niego zadzwoni! No ile można... Obydwaj na siebie lecą i tego nie widzą. Ehhh... Oni chyba są zaślepieni tym swoim uczuciem. Czekam na coś romantycznego *.*
fajnie fajne :P
OdpowiedzUsuńJEJKU, JEJKU, JEJKU. KOCHAM *.* NIE MOGE SIĘ DOCZEKAĆ KOLEJNEGO.
OdpowiedzUsuńPEWNIE LI SB POMYŚLI ZE NIEPOTRZEBNIE PISAŁ TEN LIŚCIK, BO LOU SIĘ SPESZYŁ I NASTĘPNEGO DNIA NIE PRZYSZEDŁ DO PIEKARNI.... EHHH... NIE WIEM. < 3
jeeeezuu kocham to <3333333333
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie i liczę że zostawisz po sobie komentarz :*
http://neversayneveruntilyoutry.blogspot.com/
Moja wersja wierszyka :
OdpowiedzUsuńTwoje spodnie są czerwone,
a oczy niebieskie.
Jagody są słodkie
i ty też taki jesteś.
@CheshireCat0102
Uwielbiam te wszystkie tłumaczenia!
OdpowiedzUsuńChciałam Ci bardzo podziękować, bo gdyby nie Ty, nawet bym o nich nie wiedziała(ech. języki obce to nie jest moja mocna strona; zresztą, nie tylko one...).
Przyznam się, że... Zaglądam tu praktycznie codziennie.
Kiedy pojawia się nowy wpis, od razu się uśmiecham, kiedy zaś odwiedzam blog w te dnie, w które nie dodajesz nowych rozdziałów ani One Shot'ów opuszczam go z zawodem. Twoja 'praca' jest tą, której się nie zapomina. Wielki szacun!
Co do "Johnnie Walker Blueberries" - kocham to! (tak jak pozostałe tłumaczenia, ale cicho! :D)
Ach, to pokonywanie nieśmiałości... Ach, te liściki, które - niby zwyczajne zawierają w sobie pewnego rodzaju magię. Magię istnienia.
Merlinie.... Nie jestem dobra w pisaniu komentarzy....
Poddaję się.
W każdym bądź razie jeszcze raz bardzo, bardzo Ci dziękuję. ;3
Wierszyk był taki trochę... tandetny. Ale liczy się gest.
OdpowiedzUsuńLepiej by było gdyby zamiast pisania tych liścików i flirtowania, poszli na zaplecze się pieprzyć xd (jezu, jestem coraz bardziej zboczona.)
Uwielbiam twoje tłumaczenia, są naprawdę dobre.
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny. ;)
http://lookingformylouis.blogspot.com/