D:
Przed wami prezentuje się w pełnej swej okazałości tłumaczenie
piątego rozdziału :) Już niedługo będziemy na półmetku, wiecie?
Jednocześnie z tego miejsca zachęcam do odwiedzania i komentowania
drugiego bloga, na którym zamieszczam własne opowiadanie. Do tego dziękuję za miłe
słowa, nie macie pojęcia, ile dla mnie znaczą ;)
Zapraszam do czytania, komentowania i zadawania mi jakichkolwiek
pytań ;) Wyrzucić z
siebie to, co was gryzie, już! :D
-
Rozdział 5.
- Harry, wiesz, że nie powinniśmy tego robić – syknął Louis, a
jego oczy rozszerzyły się, kiedy młodszy chłopak podchodził bliżej i bliżej
niego.
- Nie powinniśmy, ale oboje tego chcemy – powiedział Harry,
przyciskając biodra do Louisa i przypierając go do ściany.
- Moja żona może wrócić w każdej chwili. Dowie się, ona…
- W takim razie się zamknij – powiedział Harry, a jego ręka
rozpięła spodnie Louisa zanim wśliznęła się do jego bokserek. – I pozwól mi wziąć
cię do ust – dokończył z szerokim uśmiechem, ściskając jego erekcję.
- Harry – powiedział ostrzegawczo zdyszany Louis.
- Cii – wyszeptał Harry, boleśnie ssąc skórę na szyi Louisa,
jednocześnie go masując. Louis nawet nie pomyślał o tym, że Eleanor może
zobaczyć ślad. Nie pomyślał, że był to symbol zdrady swojej żony z
szesnastolatkiem. – Nic nie mów. Po prostu pieprz moje usta.
Louis jęknął, patrząc, jak Harry upada na kolana.
- Louis.
Zajebiście kochał, kiedy Harry wymawiał jego imię.
- Louis.
Chwila, dlaczego głos Harry’ego był tak kobiecy?
- Na litość boską. Louis! Wstawaj!
Louis szybko poderwał się ze snu, czując rękę brutalnie
potrząsającą jego ramieniem, zamrugał szybko, dostosowując wzrok do światła.
Rozejrzawszy się, zauważył Eleanor, siedzącą na łóżku i sztyletującą go
wzrokiem.
- Co? – spytał, bardziej niż poirytowany, dlatego że wybudziła go
z tak wspaniałego snu. – Co się stało?
- Jęczałeś – odpowiedziała
Eleanor głosem pełnym jadu. – A potem spojrzałam, a ty miałeś rękę w swoich
jebanych spodniach!
Louis kilka razy zamrugał, zanim spojrzał w dół. Kurwa, miała
rację. Jak mógł tego nie zauważyć, kiedy się obudził? Przypuszczał, że powinien
czuć się trochę źle, że najwyraźniej zaczynał zadowalać się podczas snu, ale
szczerze, tak nie było. Był sfrustrowany, tak niewiarygodnie sfrustrowany
seksualnie.
- Och – powiedział, odwracając głowę i niewinnie spojrzał na żonę.
- Tak, och. Idź do łazienki. To takie ohydne –
wymruczała.
Wstając z łóżka, rozmyślał, jak fakt, że jest twardy, sprawiał, że
Louis stawał się ohydny w oczach Eleanor. Naprawdę nie miało to dla niego sensu
i również ukazywało, jak ich związek naprawdę upadał. Uważałaby za bardziej
ohydne fakt, kto wywołał jego sen.
Boże, ten sen. Louis nie był pewien, czy powinien być
raczej zawstydzony, czy zażenowany. Ale gdy myślał o Harrym ze snu, pomyślał,
że ten prawdziwy prawdopodobnie nie mówiłby tak plugawych rzeczy. Nadal ten sen
był bardzo obrazowy i Louis wiedział, że przez najbliższy czas nie będzie miał
problemów, z myślą o czym będzie się zadowalał.
-
Louis nie nazwałby tego śledzeniem. To zdecydowanie, w żaden
sposób, w ogóle, nawet w najmniejszym stopniu nie było zbliżone do śledzenia.
Musiał iść do sklepu spożywczego i Tesco było najlepszą opcją. Może naprawdę
miał nadzieję, że będzie tam Harry. Nawet gdyby zobaczył go tylko
przechodzącego, byłby szczęśliwy. Wydawało mu się, że minęły lata, od kiedy
ostatnio widział Harry’ego, mimo że było to zaledwie kilka dni.
Wchodząc do sklepu, wsunął ręce do kieszeni kurtki i pokierował
się w stronę półek. Eleanor wspomniała, że czegoś chce. Jakiegoś owocu. Owocu.
Czegoś z pestkami. Czerwonego? Nie, może pomarańczowego? Nie, na pewno nie
pomarańczowego.
Stał przy jabłkach, myśląc, jak był prawie pewien, że
Eleanor chciała czegoś czerwonego i mrugał, patrząc na przeróżne wybory. Było
wiele opcji, więc po prostu wziął to najbardziej czerwone, co mógł zobaczyć i
miał nadzieję, że to będzie właściwy owoc. Po tym skierował się w stronę
swojego prawdziwego powodu, dla którego przyszedł do Tesco, zanim Eleanor
zatrzymała go, kiedy wychodził z domu do sklepu, w którym pracował Harry –
szamponu.
Mógł poczekać do jutra, aż Eleanor pójdzie do sklepu? Może.
Prawdopodobnie. Ale nie chciał stracić potencjalnej szansy, że Harry teraz
pracuje.
Nie śledził.
Ani się nie skradał.
Naprawdę.
Wszedłszy do alejki, zatrzymał się przy męskich szamponach i
szukał tego, którego zazwyczaj używał.
- Więc to jest ten szampon, który sprawia, że
twoje włosy tak fajnie pachną. – Louis nie musiał się odwracać, by dokładnie
wiedzieć, kto stał tuż za nim i mówił cicho do jego ucha.
Zrobił, co w jego mocy, by zrzucić ze swoich ust ten durny
uśmiech, po czym lekko odwrócił głowę, widział twarz Harry’ego blisko swojej.
- Podoba ci się zapach moich włosów?
- Mmm, tak – odpowiedział Harry.
Louis utrzymał się w ryzach i odsunął na krok od Harry’ego, więc
nie byli już tak blisko. Ponieważ bycie blisko Harry’ego było niebezpieczne,
ekstremalnie niebezpieczne i Louis nie chciał ulec tej pokusie. Był żonaty.
Harry miał szesnaście lat. On miał dwadzieścia trzy. Racja.
- Jak poszedł egzamin? – spytał, odwracając się do młodszego
chłopaka.
- W porządku. Myślę, że zdałem, chociaż nie będę wiedział, dopóki
oceny nie będą online.
- Jestem pewien, że dobrze ci poszło. Mimo wszystko jestem
doskonałym korepetytorem.
- Tak, przypuszczam że jesteś w porządku – powiedział Harry,
żartobliwie szturchając ramię Louisa. – Pójdziesz ze mną porozstawiać to
na półki? – spytał.
Louis przytaknął, podążając za Harrym wzdłuż alejki do kolejnej.
Ne był w niej nigdy wcześniej, jedna z tych przeznaczonych na różne bibeloty.
- Jak tam w pracy? – spytał Harry.
- W pracy… jak to w pracy – odpowiedział Louis, lekko wzruszając
ramionami, ostrożnie podrzucając jabłko.
Właściwie lekceważył myślenie o pracy i zauważył, że naprawdę nie
był najlepszym reprezentantem obsługi klienta, ale miał to głęboko gdzieś.
Oprócz tego nadal nawet nie myślał o wykonaniu sprawozdania, które zadał jego
szef, pan Taylor. A już minął właściwy termin.
- Czym się zajmujesz?
- Obsługa klienta w firmie ze sztućcami.
- Cóż, nie mam o tym pojęcia. Brzmi cholernie okropnie – powiedział Harry, lekko marszcząc nos i Louis
nie mógł nic poradzić, tylko przyznać jak urocza była ta akcja.
- Jest… całkiem nudno.
- Więc dlaczego nie zajmiesz się czymś innym? To na pewno nie jest
to, o czym marzyłeś dorastając.
- To nie takie proste, szczególnie dlatego, że nie byłem na
studiach czy w college’u.
- Nie byłeś? – spytał zdziwiony Harry, zatrzymując się w samym środku
alejki.
Louis potrząsnął głową, spoglądając nieśmiało.
- Nie do końca było mi pisane. Kiedy Eleanor zaszła w ciążę,
musiałem szybko znaleźć pracę. Jest jak jest – powiedział. Spoglądając na
przedmiot w ręce Harry’ego i zauważając, że jest to zupa, zmarszczył brwi,
ponieważ zdecydowanie nie znajdowali się w alejce z zupami. – Err, nie sądzę,
żeby to było tutaj – wytknął.
Harry spojrzał w dół na puszkę zupy, po czym z powrotem do góry z
nieśmiałym uśmiechem.
- Och, wiem – powiedział, robiąc krok do przodu.
- W takim razie co tutaj robimy?
Zamiast odpowiedzieć, Harry poruszył się do przodu jeszcze
bardziej i naparł na usta Louisa. Delikatny dotyk przyszedł niespodziewanie i
Louis, podrywając się, odskoczył z szeroko otwartymi oczami.
- Co robisz? Ktoś może zobaczyć – syknął Louis, spoglądając na
alejkę.
- Nikt tu nigdy nie przychodzi – próbował zapewnić Harry.
- Kamery ochrony?
- Dlatego, że jesteśmy w alejce, kamery niczego nie uchwycą. Po
prostu nie łapią pod tym kątem – powiedział Harry, przybliżając się o krok.
- Powinienem być zaalarmowany faktem, że o tym wiesz? – rozmyślił
Louis z małym uśmiechem na twarzy.
- Nie, ale powinieneś zająć swoje usta czymś lepszym przez te
dziesięć sekund, które mi zostały, zanim będę musiał iść się zameldować –
powiedział Harry.
I Louis naprawdę nie mógł się z tym sprzeczać, nawet nie
chciał.
Usta Harry’ego naparły na jego po raz kolejny a Louis powitał
delikatny nacisk i zaczął poruszać swoimi w odpowiedzi. W wargach
Harry’ego było coś, co naprawdę go urzekało, może przez to, jak bardzo były
pełne i idealne. Harry również doskonale całował, dokładnie wiedział, w jaki
sposób poruszać ustami, by Louis wydawał z siebie lekkie westchnięcia. Kiedy
uniósł rękę, chcąc delikatnie wpleść palce w loki Harry’ego, ten oderwał się,
zanim Louis zdążył to zrobić.
- Muszę iść – wymamrotał cicho Harry, robiąc krok do tyłu. – Do
zobaczenia, panie Tomlinson.
- Tak, cześć – Louis zdołał odpowiedzieć nieelokwentnie,
przełykając ślinę, kiedy Harry pokierował się do końca alejki i stwierdzając,
że podoba mu się takie użycie jego nazwiska.
-
- Nie mogę uwierzyć, że kupiłeś mi jabłko. Jabłko – powiedziała Eleanor,
ściskając końcówkę nosa i rzucając owoc na kuchenną ladę, zanim odwróciła się z
powrotem do patelni, stojącej na piecu.
- Ale jest czerwone! Byłem całkiem blisko!
- Powiedziałam ci, żebyś mi kupił pomidora! Pomidora, Louis!
Przyniosłeś mi owoc, który nijak nie będzie smakował dobrze z tacos! –
powiedziała Eleanor, odwracając się, by na niego spojrzeć, po czym wróciła do
mieszania brązowiejącego mięsa na patelni.
- Cóż, przynajmniej to nadal owoc – mrugnął Louis.
- Cóż, wiesz co? – powiedziała Eleanor, podnosząc porzucone
jabłko. – Ty możesz to zjeść ze swoim tacos! – powiedziała,
rzucając nim lekko w Louisa. Nie był zbyt szybki i jabłko odbiło się od jego
ramienia.
- Maltretowanie! – krzyknął dramatycznie, chociaż tak naprawdę ani
trochę go nie skrzywdziło.
- Król dramatu – odpowiedziała, odwracając się od męża i skupiając
się na obiedzie.
Louis przewrócił oczami, ale cokolwiek chciał powiedzieć, zamarło
w jego ustach, gdy usłyszał dzwoniący telefon.
- Odbiorę – westchnął, sięgając po telefon domowy i ignorując małe
fuknięcie Eleanor. Kliknąwszy przycisk odbierz
na telefonie, powiedział – Halo?
- Cześć, jest Louis Tomlinson?
- Przy telefonie – odpowiedział Louis, lekko marszcząc brwi. Głos
wydawał się znajomy, ale nie mógł go skojarzyć przez telefon.
- Cześć, tu Harry.
Nastąpiła chwila ciszy i Louis spojrzał w miejsce, gdzie gotowała
Eleanor, po czym bez słowa wyszedł z pomieszczenia i udał się schodami w górę,
z dala od wścibskich uszu.
- Cześć, co tam? Nie jesteś już w pracy? – zmarszczył brwi,
ponieważ opuścił Tesco nie dalej niż godzinę temu.
- Szef pozwolił mi iść do domu i cóż… zamieszczono moją ocenę z
matmy – powiedział Harry.
- Och? – podpowiedział Louis z nadzieją, że jego ton nie brzmiał
skwapliwie.
- Zdałem. –Harry odetchnął i Louis mógł słyszeć radość w jego
głosie.
- Tak? To świetnie, Harry!
- Tak, cóż, to tylko i wyłącznie dzięki twojej pomocy –
powiedział. – Muszę coś kiedyś zrobić, by ci podziękować.
Umysł Louisa się zatrzymał, próbując powstrzymać myśli, co Harry
prawdopodobnie mógłby zrobić jemu, lub dla niego.
- To- To nie jest konieczne – powiedział Louis, zacinając się. – Pomaganie
ci było przyjemnością.
- Hmm – mruknął Harry, brzmiąc, jakby nad czymś myślał. – Cóż,
będzie dla mnie przyjemnością,
by ci to wynagrodzić – powiedział, lekko zaniżając ton głosu.
Louis wiedział, że jego oczy rozszerzyły się przez to małe
stwierdzenie. Harry miał tylko szesnaście lat, przypominał sobie stale Louis i
nie był do końca pewien, czy powinien być podekscytowany, czy może
zaniepokojony przez to, co Harry właśnie zaznaczył.
- O cholera, muszę iść – powiedział szybko Harry, zanim
Louis mógł odpowiedzieć. – Mama jest w domu i chce wiedzieć o moim egzaminie.
Ech… pogadamy później. Mam nadzieję. Cześć – powiedział szybko Harry i, zanim
Louis mógł odpowiedzieć, rozłączył się.
Odsunął telefon od swojego ucha, patrząc na niego przez chwilę, po
czym go wyłączył.
- Louis! – krzyknęła Eleanor z dołu. – Myślałam, że kazałam kupić
ci też dodatkową sałatę!
Louis warknął, szczypiąc czubek swojego nosa. Kompletnie
zapomniał. Nie mógł nic na to poradzić, nie, kiedy myśli o Harrym stale
przebiegały przez jego głowę. Ten cholerny chłopak doprowadzi go w końcu do
śmierci.
jaa pizgam *.* jakie mam zajebiste wyczucie, nie ma co. Weszłam na bloga minute po opublikowaniu rozdziału, hahah. A już myślałam że nie dodasz dzisiaj. Ale tak strasznie sie ciesze, że pojawił sie dzisiaj : d
OdpowiedzUsuńpowiem ci, że z takim uśmiechem czytałam to opowiadanie żejaniemoge *.*
hahahhahaha. no i trochę sie pośmiałam ;3
Ogólnie jeszcze raz dziekuje ci strasznie za tłumaczenie tego opowiadania i kocham cie za to, hahah <3.
teraz zostaje mi czekac na 6 rozdział który mam nadzieje pojawi sie szybko i na Torn - 2 rozdział, <3
[ tina-kawaii.blogspot.com ]
O mój Boże ! Ja przy śnie Lou, myślałam ze to prawda ! A tutaj się okazuje, że Lou ...tylko śnił masturbujac się przy tym *_*
OdpowiedzUsuńAww, a to w sklepie . Szkoda, że tak krótko :o i jeszcze gdy Hazz zadzwonił do Lou. :3
Pozdrawiam i .. Genialny rozdział !
jaka ta Eleanor jest okropna, biedny Louis :(
OdpowiedzUsuńale mam nadzieję, że Harry mu się 'odwdzięcy' za korepetycje :D
świetne tłumaczenie, dziękuję, czekam na nn xx
hahaha, akcja w łóżku miażdży! xD
OdpowiedzUsuńLou i Haz są kochani, wielbię to <3
no dalej, niech się spotkają ^^
kocham! [heart-without-you]
Nie powiem nic więcej tylko: Łóżko, sklep, jabłko, telefon, łóżko, sklep, jabłko, telefon. Rozdział niszczy i mówiłam cię jak bardzo się cieszę, że tłumaczysz to opowiadanie? Nie? To mówię, DZIĘKI! :)
OdpowiedzUsuńDremaer www.i-like-you-so-much.blog.onet.pl
Wow *__* Ten sen.. Ja myślałam, że to na ptawdę się dzieje. Haha a to Lou onanizował się przez sen. Zejebiste. I yen pocałunel w sklepie. Świetnie oddajesz emocje. Cudowne tłumaczenie. Czekam na kolejny. [Larry: becaustreulovecannothide.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam, że to nie jest sen i już miałam tak zwaną podjarkę. Ale to chyba lepiej, że wszystko działo się w głowie Louisa, bo ten pocałunek w Tesco wszystko wynagrodził *-* mwah, to było naprawdę seksowne. I mam nadzieję, że Harry jakoś odwdzięczy się Louisowi za te korki z matmy.
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze, że rozwalił mnie moment, w którym Eleanor mówi Louisowi, że chciała pomidora. Matko, nie wiem czemu, ale cały czas się śmieje.
Odwalasz dobrą robotę z tym tłumaczeniem i naprawdę się podziwiam :)
Ten sen normalnie, awwww ja myślałam, że to serio prawda a tu takie rozczarowanie, że sen :(
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać tego naprawdę *_*
I jeszcze ten ton Harrego, że mu to wynagrodzi, już to słyszę w swojej głowie. Ale Eleanor mnie naprawdę wkurza. Nic jej nie pasuje, własnego męża się brzydzi? Dziwna jest, naprawdę. Powinni się rozstać, może Nathan by to jakoś zaakceptował. Ok to ja zabieram się za czytanie następnego rozdziału ;D
shouldletyougo.blogspot.com
no-cases.blogspot.com