D:
Cóż, zapraszam do czytania tłumaczenia pierwszego rozdziału :D Jak
już wspominałam wcześniej – wyszedł o wiele lepiej niż prolog (przynajmniej moim
zdaniem). W jakichkolwiek sprawach najlepiej kontaktować się ze mną przez
twittera lub podać swoje gg w komentarzu :)
Proszę o opinie i wszelkie uwagi w komentarzach C:
Rozdział 1.
- Tak, proszę pana, podnieśliśmy nasze ceny… Nie, proszę pana,
produkty nie mają teraz niższej jakości… Tak, proszę pana – Louis odsunął
telefon od ucha, patrząc na niego przez moment, po czym głośno odłożył
słuchawkę. – Cholerny, jebany kutas – wymamrotał.
Nauczył się akceptować, że wiele telefonów od klientów to skargi i
nie mógł tego kontrolować. Nadal nienawidził swojej pracy. Nienawidził tego,
jak inni wyładowywali swoją frustrację przez firmę sztućców na nim. Ale taka
właśnie była obsługa klienta i, z równą podwyżką co sześć miesięcy, nauczył się
po prostu z tym godzić.
Ale godzenie się z tym i lubienie tego były dwoma zupełnie różnymi
pojęciami.
Dwa lata temu wpadł na pomysł, by opuścić firmę; jego żona
skutecznie otwarła biznes i sprzedała kilka domów. Teraz wiedział, że
znalezienie nowej pracy nie było mu pisane. Eleanor nabyła dom, prawdziwą
ruderę i próbowała ją sprzedać przez ostatnie osiem miesięcy. Kiedyś zarabiała
dużo więcej pieniędzy od niego, ale to się zmieniło przez ostatni rok. To nie
oznaczało, że sobie nie radzili, owszem, radzili, ale dyskusje o finansach były
czymś, co pozostawiało obojga złych i zestresowanych.
Louis nie mógł całkowicie zrzucić winy ich problemów materialnych
na zadłużenia finansowe, ale zdecydowanie było to czynnik wspomagający. Jakby
mógłby nie być? Nathan był świadom, że kolekcja jego zabawek została
ograniczona, kiedy jego rodzice zaczęli odmawiać kupowania rzeczy, które
uznawali za niepotrzebne. Louis wątpił, że kiedykolwiek zapomni o zrozumieniu,
jakie wykazał jego syn w trakcie tej rozmowy.
- Tomlinson, do mojego biura.
Louis podniósł wzrok, jego oczy lekko się rozszerzyły, kiedy
zobaczył stojącego przed sobą szefa. Mężczyzna był każdą możliwą definicją
wyrażenia brud moralny. Od
zaczesanych do tyłu włosów i cienkiego, ciemnego wąsa, do jego wielkiego,
odstającego brzucha, który był podkreślany przez zbyt ciasne koszule.
Szybko wstawszy, podążył za panem Taylorem do biura, ruszając się
całkowicie sztywno, kiedy myśli o tym, dlaczego został wezwany, przebiegły przez jego
umysł. Był naprawdę tylko jeden powód, o którym mógł myśleć i wiedział, że to
jest najgorszy czas, by być zwolnionym. Boże, Eleanor prawdopodobnie by go
zabiła. Może zamordowałaby go bardzo szybko zamiast robić coś długiego i
przewlekłego. Nie, prawdopodobnie chciałaby mu przysporzyć jak najwięcej
cierpienia.
- Możesz usiąść – powiedział pan Taylor, wskazując na krzesło przy
biurku.
Louis opadł na nie, nieufnie patrząc na pana Taylora.
- Jestem pewien, że jesteś świadomy, że sprzedaż naprawdę spadła w
tym kwartale – zaczął pan Taylor. – Finanse firmy nieco się zaniżyły i jedynym
odpowiedzialnym rozwiązaniem-
- Proszę, niech pan mnie nie zwalnia! – przerwał Louis błagalnym
tonem. – Będę… będę pracował po godzinach za darmo! Mogę pracować w każde dni
wolne bez dodatkowej zapłaty! Będę-
- Panie Tomlinson, kto mówił cokolwiek o zwalnianiu? – spytał pan
Taylor, unosząc grubą, ciemną brew i efektywnie uciszając Louisa. – Firma
zdecydowała, że wszyscy zatrudnieni napiszą, dlaczego są jej zaletą i co mogą
wnieść. Stąd zostaną podjęte decyzje. Ma się to znaleźć na moim biurku do
czwartku. Możesz iść.
Louis momentalnie wstał, słysząc odprawę, po czym szybko opuścił
biuro i udał się z powrotem do swojego biurka. Usiadł, unosząc brwi, kiedy
zaczął myśleć, co napisze. Czy firma naprawdę mogła to zrobić? Kazać im napisać
te opisy i zwolnić na podstawie tego? Oczywiście, że nie było to etyczne
rozwiązanie problemów finansowych, ale Louis wiedział, że nie ma innego wyboru,
tylko to zrobić.
Kiedy jego telefon zadzwonił, wymusił uśmiech na twarzy i odebrał
go z tak uprzejmym tonem, na jaki był się w stanie zdobyć.
- Dziękujemy za telefon do Tottham’s Cuterly. Mówi Louis, w czym
mogę pomóc?
-
Reszta dnia przebiegła spokojnie i kiedy usiadł w samochodzie,
jadąc do domu, próbował wymyślić, co prawdopodobnie napisze dla firmy.
- Nie powinniście mnie zwalniać, ponieważ żona skopie mój żałosny
tyłek – powiedział do siebie, zastanawiając się, co by się stało, gdyby
faktycznie oddał coś takiego.
Parskając śmiechem na tą myśl, wiedział, że firma prawdopodobnie
po prostu określiłaby go jako niestabilnego emocjonalnie czy coś i przez to go
zwolniła.
Kiedy dojechał do swojej okolicy, wyjął komórkę i zadzwonił do
domu. Odebrano po trzecim sygnale.
- Cześć, tato! – powiedział radośnie głos Nathana.
- Nate! Co mówiliśmy ci z mamą o odbieraniu telefonu?
- Ale zobaczyłem twoje imię na ekranie!
Louis westchnął, wiedząc że nie było sensu w kłóceniu się z taką
logiką.
- W porządku, ale nie popadaj w nawyk odbierania telefonu.
- Wiem, tato, wiem. Jesteś już niedaleko? Już czas żeby jechać do
Willa? – spytał Nathan lekkim głosem, a Louis praktycznie słyszał ekscytację
przedzierającą się przez ton syna.
- Będę w domu za kilka minut, więc miej już na sobie kurtkę i
buty, dobrze?
- Dobrze, tato! – powiedział Nathan i Louis usłyszał kliknięcie,
sygnalizujące, że się rozłączył. Z kpiną zastanowił się, czy jeśli to William
byłby na linii, jego syn rozłączyłby się tak nagle. Prawdopodobnie nie.
To nie było tak, że Louis miał zły kontakt z Nathanem, ani trochę.
Po prostu długo pracował i to utrudniało spędzanie odpowiedniej ilości czasu z
synem. Louis był pewien, że chwile, które spędzał z Nathanem były dla niego
odpoczynkiem.
Kiedy podjechał pod dom, zaparkował samochód, wyłączył silnik i
wyszedł z niego. Zanim mógł postawić chociaż krok w stronę domu, Nathan biegł w
jego stronę.
- Jestem gotowy! – powiedział mały chłopiec z ciemnymi włosami i
świecącymi z chęcią jasnoniebieskimi oczami.
- Twoja mama jest w środku? – spytał Louis.
- Ta, robi obiad. Śmiesznie pachnie, ale nie mów jej, że to
powiedziałem – powiedział Nathan, marszcząc lekko nos przypominając sobie ten
zapach. – Możemy już iść? Proszę?
Louis wypuścił z siebie zduszony chichot, patrząc jak Nathan
otworzył tylne drzwi z auta i wspiął się na swój fotelik.
- Pomyślałbym, że nigdy wcześniej nie byłeś w domu Willa –
rozmyślił.
Uświadamiając sobie, że Nathan odgryzie mu głowę, jeśli tylko na
chwilę wszedłby do domu, zsunął swoją kurtkę z ramion i rzucił ją na miejsce
pasażera.
Również wsiadł do samochodu, odjeżdżając po upewnieniu się, że
Nathan dobrze się zapiął. Wyruszył do domu Willa, przypominając sobie kierunek,
który podawała mu Eleanor. Jadąc, spoglądał co chwilę w lusterko, uśmiechając
się do siebie, kiedy zobaczył głowę Nathana gibającą się w rytm muzyki.
- Jak było w szkole? – spytał syna, który był w pierwszej klasie
szkoły podstawowej.
- Dobrze, Sammy próbował włożyć sobie modelinę do nosa, ale pani
Robbins go złapała i ma teraz duże kłopoty!
- Dlaczego próbował włożyć sobie modelinę do nosa?
- Bo to zabawne! – odpowiedział Nathan, jakby była to najbardziej
oczywista odpowiedź na świecie. – Do tego rysowywaliśmy dziś obrazki.
- Nie rysowywaliśmy,
rysowaliśmy – poprawił go Louis.
Nathan lekko fuknął, po czym powiedział – Rysowaliśmy dziś obrazki.
- Co narysowałeś?
- Ciebie, mamusię i mnie. – Uśmiechnął się.
- Muszę go zobaczyć, kiedy wrócę do domu – powiedział Louis,
skręcając na ulicę, przy której znajdował się dom Willa. – W porządku, to
tutaj, prawda? – spytał, skręcając pod dom numer dwadzieścia dwa.
- Tak! – powiedział Nathan.
Gdy tylko samochód zaparkował, Louis wyłączył silnik i odpiął
swoje pasy. Wyszedł z samochodu i otworzył tylne drzwi, by zobaczyć Nathana
starającego się odpiąć pas. Jego małe palce miały trudności z odpięciem go,
więc Louis szybko mu pomógł.
- Dzięki, tato! – powiedział, wyczołgując się z fotelika i
wychodząc z samochodu.
Louis zamknął drzwi i odwróciwszy się zobaczył Nathana, który
szybko pokonywał drogę do frontowych drzwi.
- Hej, stary, czekaj! – powiedział, biegnąc naprzód, by dogonić
syna na dróżce przed domem. Nathan niechętnie się zatrzymał z lekkim
zdenerwowaniem na twarzy. – Dobrze, dobrze, chodźmy – powiedział Louis, gdy go
dogonił.
- Mogę zadzwonić? – zapytał Nathan, gdy stali przy drzwiach.
Louis pokiwał głową, po czym powiedział – Proszę bardzo.
Nathan stanął na palcach, starając się dosięgnąć guzika, co w
końcu mu się udało. Czekali tylko chwilę zanim drzwi się otworzyły, a Louis
zamarł.
Mógł uświadomić sobie prawdopodobieństwo, że to Harry ich przywita
i otworzy drzwi. Może było nawet większe prawdopodobieństwo, że Louis miał
nadzieję, że tak będzie. Chociaż nadal był zaskoczony, że właśnie to się stało.
Louis nie był pewien, co takiego było w tym dzieciaku. Bo właśnie nim
był. Dzieciakiem. Od kiedy wpadli na Willa, Anne i Harry’ego wczoraj w parku,
Louis nie potrafił wyrzucić obrazu młodszego chłopaka ze swoich myśli. Wiedział
również, że przez to, że patrzył na chłopaka teraz, nie będzie w stanie
wyrzucić tego obrazu ze swojej głowy przez resztę dnia. Było coś w jego
beztrosko poczochranych włosach i jasno błyszczących oczach. Louis mógł
uczciwie przyznać, że nigdy nie był tak zauroczony czyimś wyglądem jak teraz.
- Cześć, Harry! – powiedział głos Nathana, odrywając Louisa od
patrzenia.
- Cześć, Nate – odpowiedział Harry z uśmiechem, zanim jego oczy
rozświetliły się by spojrzeć na Louisa. – Fajne szelki – powiedział, unosząc
kąciki ust w jeszcze większym uśmiechu.
Przez moment Louis zauważył, że nie jest w stanie wymyślić
stosownej odpowiedzi. Nie słyszał, by Harry wczoraj mówił, teraz jego głos przebiegał
przez jego myśli. Było w nim coś tak niemalże delikatnego, że Louis naprawdę
wymamrotał jedynie – Dzięki.
- Will jest w salonie, Nathan. Ma jakieś nowe zabawki, które chce
ci pokazać – powiedział Harry, trzymając otwarte drzwi, aby przepuścić dziecko.
- Nathan – powiedział Louis, wracając do swoich zmysłów, zanim
jego syn mógł uciec i zniknąć. – Wracam za dwie godziny, dobrze? Mama robi
obiad i chce, żebyś wrócił do domu.
Nathan pokiwał głową, zanim wbiegł do domu, krzycząc – Okej, tato!
– kiedy się oddalał.
Harry odwrócił się do niego z zaciekawionym spojrzeniem.
- Więc naprawdę jesteś jego tatą?
Louis poczuł się prawie znieważony przez to zdanie, ale
przypomniał sobie, że ludzie często brali go za starszego brata, nie ojca.
- Ta, wypadki się zdarzają – wyskoczył, po czym jego oczy się
rozszerzyły. – Znaczy, wiesz, czasami, zabezpieczenie… używaj – wymamrotał
zażenowany faktem, że tylko pogorszył sprawę.
- Nie sądzę, bym musiał się martwić o takie wypadki – odpowiedział
nonszalancko Harry z oczami zawieszonymi na Louisie. Oboje patrzyli na siebie
przez chwilę, zanim Harry oblizał usta i kontynuował z lekkim uśmiechem – Ale,
ech, dzięki za radę.
Louis nie był pewien jak zrozumieć pierwszą wypowiedź Harry’ego,
ale wiedział, że będzie o tym myślał przez resztę dnia.
- Tak. Ja, Em, powinienem iść. Odbiorę go za dwie godziny – powiedział
kołysząc się na stopach.
- Tak, powiedziałeś to wcześniej Nathanowi. Więc do zobaczenia
później, panie Tomlinson.
Harry grzecznie zamknął drzwi i Louis jeszcze przez chwilę stał
tam gdzie wcześniej, zanim odwrócił się i odszedł w stronę samochodu. Kiedy
ruszył w drogę powrotną do domu, nie mógł uwolnić się od myśli, że miał
naprawdę przerąbane z tymi
wszystkimi myślami przebiegającymi przez jego głowę.
Kiedy następny ? :3
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie za tydzień, ale może da radę szybciej :D
UsuńAle się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że dodałaś pierwszy rozdział:) Miałam co do niego duże oczekiwania i nie zawiodłam się, a także muszę się z Tobą zgodzić- jest bardzo dobry. Ale do rzeczy.
OdpowiedzUsuńPoczątek rozdziału utwierdził mnie w przekonaniu, że małżeństwo Louisa i Eleanor to już tylko formalność. Ich życie to bolesna rutyna: dom, praca, Nathan, dom, praca, itd. Uczucie dawno wyparowało, zastąpione problemami finansowymi oraz codziennymi sprawami ludzi dorosłych, którzy mają dziecko na utrzymaniu. No cóż, nie powiem, że się NIE cieszę z takiego obrotu sprawy:D
Tę rutynę, którą opisałam wcześniej, przerwało pojawienie się Harry'ego- dużo młodszego dzieciaka, brata kolegi syna Louisa (omg, zawsze się gubię, gdy muszę nazwać powinowactwo jakiejś osoby, więc mam nadzieję, że dobrze to zrobiłam. Ten dzieciak miał w sobie coś takiego, że Louis nie mógł wyrzucić go z pamięci i myślał o nim, mimo tego, że wszystko wskazuje na to, iż nigdy wcześniej żaden mężczyzna nie zawrócił mu w głowie. A Harry najwyraźniej jest gejem, o czym totalnie świadczą słowa "Nie sądzę, bym musiał się martwić o takie wypadki" ;D Tak się ucieszyłam, gdy to przeczytałam, że uśmiech nie schodził mi z twarzy do końca rozdziału:33
I nawet sobie nie wyobrażasz, jak mnie korci, żeby zajrzeć do oryginału i już teraz przeczytać całą resztę! Ale wiem, że jeśli to zrobię, to po powtórnym przeczytaniu rozdziału u Ciebie nie będzie mi się chciało komentować (dokładnie tak było z '13 reasons why', który po angielsku wzruszył mnie tak bardzo, że po czytaniu przetłumaczonych rozdziałów jakoś nie miałam w ogóle nic do powiedzenia oO dziwne, ale tak właśnie było.), więc użyję całej swojej siły woli, aby nie tknąć tego cholernego oryginału;D
Bardzo dobry wybór tekstu i czekam niecierpliwie na nowy rozdział (mając nadzieję, że dodasz go jednak szybciej, niż za tydzień;D)!
O jejuuu, jejuuu, jejuuu.. ! A ja wiem, Harry woli chłopców <3 Lou strzeż się, chociaż Ty sam tego chyba bardziej chcesz ^^ taki młody a już tatą - też tak bym myślała na miejscu Harrego. awwwww, ja chcę kolejny rozdział. Wielbię Cię *le składam pokłon* <3
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to bardzo, bardzo się cieszę, że dodałaś już pierwszy rozdział tłumaczenia. Ale jestem zawiedziona... Myślałam, że Harry zaprosi Louisa do środka czy coś a tu klapa. No, ale trudno, na pewno będzie jeszcze nie jedna taka okazja. Ale przynajmniej utwierdziłam się w przekonaniu, że Hazza jest gejem ;> Ciekawi mnie kiedy pojawi się taki prawdziwy Larry, awww ja już chcę! haha ;D
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Louisa, widać, że męczy się takim życiem. Praca, dom, praca, dom.. Ale to się niedługo zmieni, czyż nie?
No i po drugie, to chciałam Ci powiedzieć, że masz naprawdę wielki talent. Nie jest łatwo tłumaczyć, żeby wyszło jak oryginał, a Tobie się to udaje. Wszystko jest napisane tak płynnie, staranie i bez błędów, że czyta się niesamowicie przyjemnie. ;)
A co do Twojej odpowiedzi do mojego komentarza w prologu, to nam jest niezmiernie miło za takie miłe słowa. Nawet nie wiesz ile takie słowa dla nas znaczą. Ale skora tak już piszesz to ja również jestem dumna, że Ty czytasz nasze ;D
shouldletyougo.blogspot.com
no-cases.blogspot.com
Ahaaa.. Czyli Harry jest gejem.:) No, no.. - "Fajne szelki" haha ja nie moge i to zdanie najlepsze.;3 Zajebiste tłumaczenie.;) Podziwiam Cię. Hah.. Czekam na następny:) Zapraszam serdecznie na becausetruelovecannothide.blogspot.com - opowiadanie o Larry'm. W poniedziałek powinien pojawić się prolog. Mam nadzieję, że wpadniesz. xx
OdpowiedzUsuńjej, jeszcze ni czytałam fabuły gdzie Lou I Harry maja pozakładane rodziny takze moze byc fajnie. i za pewne bd sie ruchac na boku haha, zeby ich tylko dzieci nie zobaczyły xD
OdpowiedzUsuńczekam na 2 i zapraszam do mnie na one-shoot. o Zarrym.
hard-to-know.blogspot.com (ogólnie to blog o Narrym xD)
Ej joł madafaka! Siema, elo, trzy-dwa-zero zapraszamy na PIERWSZY(i prawdopodobnie ostatni) One-Shoot w wykonaniu Teamu Fetish&Souris. Gdzie? U NAS! http://ff-1d.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńI, hej, nie wjeżdżaj do nas na wstecznym :)
PS. Uprzejmie prosimy o dodanie nas do linków/wstawienie naszego buttonu.
No to mnie zaciekawiło to opowiadanie. Strasznie się ciesze, że wzięłaś się za tłumaczenie.
OdpowiedzUsuńFajne dialogi między Lou, a jego synem. Normalnie wyobrażam sobie takie małego i beztroskiego Louis'ka. :)
W sumie trochę się dziwiłam, że Harry tak normalnie rozmawia z Lou. Przecież skoro on jest ojcem kolegi jego brata, to powinni być na pan. Ale zaraz się to wszystko wyjaśniło. I w sumie się nie dziwię, że Hazza nie wierzył w to, że 23 letni facet jest ojcem sześcioletniego chłopczyka.
Dobra nie przeciągam. Czekam na kolejny. Dreamer
www.i-like-you-so-much.blog.onet.pl
w tłumaczeniach nie komentuje treści tylko jakość tłumaczenia, naprawdę świetne, czekam na następny <3
OdpowiedzUsuń